Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.,
—List do Efezjan 2:8-10, NIV
Kto ma moje przykazania i przestrzega ich, ten mnie miłuje. Ten, kto mnie miłuje, będzie kochany przez mojego Ojca i ja również będę go miłował i ukażę mu się.
—Jan 14:21, NIV
Chrześcijańscy badacze istnieją po to by kompilować, interpretować, dyskutować i wyjaśniać wczesnych świadków wiary i siebie nawzajem. Badacze są tu jednak mniej ważni, albowiem nasza wiara oparta jest na historycznym fakcie, i wraz z historycznością tego wydarzenia całe chrześcijaństwo będzie trwać lub upadnie. Już pisarze Nowego Testamentu zauważyli tą niebezpieczną sytuację. Paweł stwierdził, zaledwie kilka dekad po zmartwychwstaniu, że tylko dwie rzeczy są możliwe: albo Jezus wstał z grobu, albo nie. Jego stwierdzenie jest prawdziwe. Jeśli nie wstał z martwych, nie należy mu się nasza uwaga nawet, nie mówiąc o ubóstwieniu. Jeśli Jezus z grobu nie wstał, to żadna ilość teologicznego, spirytualnego lub naukowego myślenia, żadna demitologizacja lub tradycja lub przypisy, żaden mistycyzm, żadna racjonalizacja, żaden pietyzm, żadne modły, żadna akcja społeczna ani polityczna argumentacja w Jego imieniu nie zda się na nic. Jeśli Jezus nie wstał z grobu, liberalna teologia to żart, a konserwatywna to ułuda.
Łatwiej więc, a i bardziej godnie jest pogrzebać problem w eklezjastycznej krzątaninie. A więc będziemy się zajmować tylko społecznie akceptowanymi sprawami. Zaambarasowani naszymi mało chlubnymi początkami, odmawiamy Jezusowi zwracania się do Niego po imieniu, używając tylko jego stanowiska, Chrystus. Na koniec, uduchowiamy Go, aż osiągnie mglisto-gąbczastą postać niebytu zwanego Zdarzeniem Chrystusowym. Tam gdzie Jezus kiedyś wszczął naszą wiarę, tam dziś Zdarzenie Chrystusowe tylko ją egzemplifikuje. Nasza próba bycia bardziej dystyngowanym i szanowanym zaprowadziła nas na krawędź negacji historyczności tej postaci, na której oparta jest wszak cała nasza wiara – a my, w naszej śmieszności, wyciągamy sobie sami dywan spod stóp.
Martwi nas to zastanawianie się nad istnieniem i witalnością Boga, więc odwracamy się od poszukiwania Go w zdarzeniach naszego życia. Lub być może nie szukamy Go, bo może On tam być! Jezus na krzyżu obraża naszą wrażliwość, nasze poczucie decorum, więc uciekamy jak najszybciej w przeciwnym kierunku. Znajdujemy Go ukrytego za tysiącem przebrań, nieuchwytnego i alegorycznego. Pismo jest naszą wymówką. Jezus uczy nas, że nasze zachowanie wobec innych jest zachowaniem wobec Niego. Apostołowie nauczają, że Duch Boży jest pośród nas. Nauczyliśmy się, że nasz stosunek do innych jest naszym stosunkiem do Niego. Jest to prawdziwe, ale niewłaściwie założyliśmy, że to jedyna droga służenia Mu.
Chrześcijańska działalność społeczna, aktywizm polityczny, dobre dzieła każdego rodzaju, istniejące bez wewnętrznej, bezpośredniej i mistycznej percepcji Boga jest jak pieczenie chleba bez zapalania światła w piekarniku. Pachnie niedobrze i nic nie wychodzi tak jak trzeba. Służymy mu z całego serca i jesteśmy posłuszni, ale nigdy nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy Pana – wierzymy nawet, że nigdy Go nie usłyszymy ani nie ujrzymy. Nasze życie jest gorączkowym staraniem bycia posłusznym, nie słysząc nawet Jego przykazań, by służyć nie widząc nawet obiektu naszej czci. Św. Jakub mówi, że wiara bez czynów jest martwa, jednak św. Paweł również ma rację, mówiąc, że czyny bez wiary to tylko krzątanina. Ani mistyk, ani aktywista nie znajdzie tu zbyt wiele ukojenia. Co po mistyku, który słyszy, lecz nie jest posłuszny? Co po aktywiście, który jest posłuszny, nawet nie słysząc Pana? Jeden słucha z rękami związanymi za plecami, drugi krząta się z zawiązanymi oczami i zatyczkami w uszach.
Czym jest chrześcijański aktywizm? Czym jest chrześcijańskie posłuszeństwo? Jezus nakazuje nam kochać niekochanych, zaprzyjaźniać się z tymi, co nie mają przyjaciół, ubierać nagich, służyć, tym, którzy na to nie zasługują, przebaczać niegodnym, odwiedzać uwięzionych i leczyć chorych. Jak często pokazujemy, że nasza wiara jest stylem życia? Kto to słyszał o stylu życia, którym rządzą komitety? Bądźmy więc święci osobiście, a nie tylko korporacyjnie.
Czyż nie jest to ironiczne! Liberałowie Jeśli jedni są besztają konserwatystów za ich ślepą wiarę, potem zaś sami wkładają do uszu zatyczki, zanim zaczną czynić posługę. Jedni są ślepi wobec rozumu, drudzy są głusi wobec Boga. Pomimo swoich przechwałek i sporów, jedni i drudzy wylądują w rowie!
Jeśli nauczasz, że ludzie powinni odziewać nagich i karmić głodnych, czyż nie będą wszyscy wychwalać cię, ale sami palca nawet nie podniosą by to uczynić? Niektórzy zauważają, że ludzie wszelakich religijnych przekonań co najmniej składają gołosłowne deklaracje tego, lub podobnego rodzaju, następnie wygłaszając nonsensy, że w końcu wszystkie religie są takie same. W tym znaczeniu, owszem, wszystkie religie są takie same, i są też tak samo nieefektywne.
Jednakże, jeśli mówimy, że Jezus kocha mnie i nakazuje mi odziewać, karmić i służyć, stawiamy siebie samych na pierwszej linii. Teraz to my musimy mieć własną opowieść, bez chronienia się za liturgię lub scholastyczną tradycję. Kiedy mówimy, że Jezus nas kocha afirmujemy mistyczne doświadczenie w naszym życiu duchowym, zdając się na łaskę tych, których spirytualna ślepota powoduje, iż szydzą z nas i kpią. Kiedy mówimy, że Jezus nas kocha, musimy mieć solidne dowody, z własnego doświadczenia wynikające, tej niepopularnej proklamacji. Wszyscy wiemy, że naoczni świadkowie są ostrzej i bardziej wnikliwie przesłuchiwani, niż przyjazny ekspert sądowy, dlatego też wolimy rolę uczonego niż rolę nawróconego.
Nasz Pan nie jest uczonym. Nie uzasadnia Swoich czynów i nauczania naukowymi opiniami badaczy. Nie czyni dobrych uczynków dla ich czynienia, ale po to, żeby udowodnić ważność Swoich twierdzeń. Pozwala badaczom, którzy za Nim podążają określać teologię, która Go opisuje. W konsekwencji, my, którzy nazywamy siebie chrześcijanami nie możemy uciec od obowiązku bycia Mu posłusznym. Jesteśmy zmuszani do szukania Go, żywego i oddychającego, pod warstwami tradycji, pod warstwami słów teologów zamazujących i zaciemniających Jego obraz, poniżej bólu płynącego z czynienia uczynków bez wiary i ślepej wiary bez uczynków.
Zanim mistycyzm wedrze się do waszego życia, będziecie zmęczeni waszymi społecznymi aktywnościami, ponieważ nie będziecie widzieć rezultatów i nie znajdziecie współpracowników. Wiele z tego, co robicie wyda się dziecinnym, więc będziecie ubierać wasze czyny w szaty szlachetności i bezinteresowności. Jednak, kiedy już zobaczycie Jego twarz, nie ustaniecie w waszych pracach, ponieważ trudzić się będziecie dla Pana, który być może ma plany większe niż wasz widoczny sukces lub porażka. Te rzeczy, które przedtem wydawały się dziecinne i głupie, teraz będą stanowić źródło radości i dobrego samopoczucia.
Jeśli wszystkie wasze badania, wspieranie różnych spraw, służebność, posłuszeństwo i doświadczenie, w skrócie – jeśli całe wasze życie ma mieć w ogóle jakiekolwiek znaczenie, to ten prosty, prawdziwy człowiek o imieniu Jezus musiał żyć, umrzeć i powstać z martwych. A jeśli to zrobił, to Jego nauki są prawdziwe. A jeśli tak jest, musicie mieć doświadczenie pozwalające powiedzieć, że Jezus was kocha z naiwnością dziecka i przekonaniem dorosłego. Bo On przyrzekł pokazać się tym, którzy Go naprawdę kochają.
A więc wyzywam was, abyście ujrzeli Jego twarz. Nie ukaże On swojej twarzy nikomu innemu, oprócz tych co są posłuszni. Tak więc, mistycyzm i posłuszeństwo są nierozłącznie.
Nie bądźmy więc ani liberalni ani konserwatywni, nie bądźmy ani mistykami ani aktywistami, a posłuchajmy jego głosu i Jego przykazań. Idźmy jego Drogą, nauczajmy Jego Prawdę, żyjmy Życiem